Dziecko, Rozwój dziecka

Szacunek dla dziecka. Ważna rzecz.

„Dzieci i ryby głosu nie mają” – to popularne niegdyś powiedzonko traci już chyba na  popularności. Całe szczęście! Przekonanie, że skoro dziecko jest małe, to małe są również jego uczucia, powoli odchodzi lamusa. Powoli, bo wciąż jednak istnieje pokusa, by zbagatelizować malucha zawsze wtedy, gdy nam, dorosłym, jest to na rękę. Nie usłyszeć go lub potraktować jak własność, protekcjonalnie. Przecież to tylko dwulatek! – możemy pomyśleć. Nie rozumie wszystkiego, szybko zapomni. Czyżby?

Warto w myśleniu o dzieciach ustalić już na samym początku – dziecko to taki sam człowiek jak ja, ty, my. Owszem, ma mniejszą wiedzę o świecie, wielu rzeczy wciąż nie rozumie i nadal niewiele potrafi. Ale tak samo jak każdy z nas – czuje. Obserwuje, wyciąga wnioski. Identycznie jak my przejmuje się pewnymi rzeczami i sytuacjami. Tak samo też (a nawet bardziej) odczuwa wstyd, rozczarowanie, złość, radość i nadzieję. Ma już swoje pierwsze przekonania i swoje lęki. Pewne rzeczy lubi bardziej, inne mniej, niektórych się boi, na niektóre nie ma ochoty. To wszystko działa u niego identycznie jak u nas. Emocje dziecka nie są mniejsze, a tym samym niewarte uwagi, błahe, czy banalne. Wręcz przeciwnie – to one kształtują go jako człowieka i wpływają na jego rozwój. To, z jaką uwagę je traktujemy, może zaważyć na jego dalszym życiu.

Przede wszystkim szanować  

Czyli jak powinniśmy odbierać emocje dzieci? Czasem trudno nie uśmiechnąć się pobłażliwie na ich naiwne strachy czy marzenia. A jednak to właśnie w dzieciństwie marzenia są największe, ale też najbardziej kruche – łatwo można je zdeptać. Podobnie jest ze strachem. Ten, choć dla nas, dorosłych, już irracjonalny, dla naszych maluszków ma naprawdę wielkie oczy.

I jest jeszcze upokorzenie, wstyd – najgorsza z dziecięcych traum. Objawia się najczęściej wtedy, gdy zbagatelizujemy niechęć malucha do wykonywania pewnych czynności publicznie. Gdy wymagamy, by dał buziaka nieznanej ciotce. Gdy rozbieramy go w miejscu publicznym. Gdy dajemy mu reprymendę, choć inni słuchają. Gdy chcemy, by wysiusiał się w obecności innych osób, mimo że bardzo nie chce. Dla nas to nic złego, to przecież tylko dziecko. Ale dla malucha to już dramat. Wystarczy wczuć się w jego sytuację, wejść w jego skórę – pokonanie uczucia skrępowania to dla każdego ogromny wysiłek.

Wstyd pojawia się również wtedy, gdy dziecko przychodzi do nas po radę, chce się zwierzyć lub podzielić swoją radością. Bywa, że go zbywamy, albo gorzej – obśmiewamy jego problemy. Maluch zostaje zbity z pantałyku, czuje się gorszy i głupszy. To okropna emocja, do której nie powinniśmy dopuścić. Dlaczego?

Często nie jesteśmy tego świadomi, ale każda taka sytuacja może odbić się ciemnym śladem na psychice dziecka. Podkopać pewność siebie, wyzwolić uczucie upokorzenia, które będzie wracać do niego jak bumerang nawet w dorosłym życiu. Dzieci są małe, ale pamiętają. Mają doskonałą świadomość wydarzeń, w których biorą udział.

Święta strefa komfortu

Każdy ma własną strefę komfortu, czyli tzw. psychologiczną przestrzeń bezpieczeństwa. Przekroczenie tej strefy powoduje lęk. My, jako dorośli, mamy tę przewagę, że zazwyczaj sami wyznaczamy jej granice. Przekraczamy je tylko wtedy, gdy jesteśmy na to gotowi. Dzieci nie mają tej możliwości. Przyporządkowane nam, swoim opiekunom, darzą nas bezgranicznym zaufaniem i wykonują wszelkie polecenia. Dlatego w nas leży cała odpowiedzialność, by uszanować ich strefę komfortu. Nie narazić dziecka na niepotrzebny lęk.

Jak to zrobić?

Najprostszą drogą jest uważne słuchanie. Jeśli maluch nie chce czegoś robić – na przykład spędzać czas z nielubianą kuzynką – spróbujmy się dowiedzieć, dlaczego tak jest. I zrozumieć, poszukać rozwiązania. Jeśli dziecko strasznie płacze, bo nie chce publicznie ściągnąć koszulki, uszanujmy to. Nie mówmy „nie wstydź się”, bo wstyd nigdy nie mija w ten sposób. Wstyd sam się czuje i nasze słowa go nie złagodzą.

Szanujmy te małe istoty. Bo to nie tylko dzieci, ale aż dzieci. Zgadzacie się ze mną?