Mamo, nie utrudniaj tacie kontaktów z dziećmi!
Nie ulega wątpliwości, że więź mamy z dzieckiem jest unikalna. W trakcie ciąży maluch rozwija się w jej ciele, jest zatem jej częścią, a gdy przychodzi na świat, staje się jej przedłużeniem. Bezradny, zagubiony, nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, kim jest i gdzie jest – ciepło matki i pokarm są dla niego wówczas najważniejsze. I wtedy pojawia się ojciec, jako oddzielna osoba z zewnątrz. Nic dziwnego, że jego relacja z maluchem od początku ma nieco inny charakter. Jaki? Co ciekawe, to zależy nie tylko od samego ojca, ale również od mamy. I od stopnia, w jakim ona mu na tę relację pozwoli.
Wiadomo, że dynamika w każdej rodzinie jest inna. Życie zawodowe, podział obowiązków jeszcze sprzed ciąży, wzajemne relacje – to bardzo indywidualne sprawy. Gdy maluch przychodzi na świat, również nie ma jednego, uniwersalnego sposobu, by jakoś to wszystko „ogarnąć”. Rodzice dopiero z czasem uczą się własnych metod i odciążania siebie wzajemnie. Mimo to w znacznej większości to matki są kapitanami na tym statku – siłą rzeczy spędzają z dzieckiem więcej czasu, od początku są z nim mocniej związane, a co za tym idzie, szybciej nabierają doświadczenia i wprawy „w byciu rodzicem”.
Tymczasem ojcowie nierzadko zostają w tyle. Nadganiają z lepszym lub gorszym skutkiem. Niektórym z czasem udaje się dotrzymać kroku mamom, inni odpuszczają, uznając, że nikt lepiej niż mama nie zadba o dziecko. Tymczasem prawda jest taka, że tatusiowie mogą wyręczyć mamy dosłownie w każdej czynności związanej z opieką nad maluchem – nie są gorzej przystosowani, nie mają mniejszych zdolności. Wyjątkiem jest tylko karmienie piersią. Dlaczego więc tak często schodzą na margines wspólnej opieki? Powodów pewnie jest cała masa: praca, strach, wygoda. Ale również mamusiowa zaborczość.
Bo jestem niezastąpione!
Z ręką na sercu. Ile razy odsunęłaś tatę od wykonania prostego obowiązku – przewinięcia, ubrania, uśpienia dziecka – bo miałaś w sobie głębokie przekonanie, że zrobisz to lepiej/szybciej/bezpieczniej? Ile razy nie wzięłaś w ogóle pod uwagę możliwości, że tata mógłby w jakiejś czynności ci pomóc, bo przecież będzie łatwiej, jeśli zrobisz to ty? Im częściej taka sytuacja się powtarza, tym tata bardziej odstępuje od roli „tatusiowania”. To naturalne, że jeśli go wyręczamy, ograniczamy wachlarze jego obowiązków, nie prosimy o pomoc, wkrótce opieka nad dzieckiem będzie dla niego na tyle odległa, że zostawi wszystko mamie. I choć czasem wydaje się to nawet dobre – mama ma wszystko na oku, kontroluje, nic nie umknie jej uwadze – wkrótce staje się męczące. Wtedy, gdy już brakuje sił. Gdy ojciec powinien ją odciążyć, tymczasem nie zdążył nawet nabrać wprawy w opiece nad maluchem – szybko więc traci cierpliwość, panikuje, gdy musi z nim zostać dłużej sam na sam. Jest niezręczny i wycofany. Najlepszym sposobem, by nie dopuścić do takiej sytuacji, jest zaangażowanie ojca już od pierwszej chwili przyjścia dziecka na świat. Budowa wzajemnego zaufania między rodzicami i racjonalny podział obowiązków. Jakakolwiek postać zaborczości w wychowaniu dziecka niczemu dobremu nie służy.
Bo tworzenie więzi to proces
Ograniczanie obowiązków taty to nie tylko ślepa uliczka, która odbija się na zdrowiu mam nie mających nawet chwili dla siebie, ale również prosta droga do utrudnienia kontaktów ojca z dzieckiem w przyszłości. By więź między potomkiem a tatą została zbudowana, powinna się kształtować już od pierwszych miesięcy życia. Dobry ojciec to taki, który łapie kontakt z dzieckiem od samego początku. Wówczas łatwiej i naturalniej przychodzi mu to również na dalszych etapach wychowania – w trakcie pierwszych rozmów, zabaw, potem w czasie edukacji szkolnej. Nierzadko relacja ojciec-dziecko przychodzi trudniej, niż relacja mama-dziecko, właśnie dlatego nie powinnyśmy jej utrudniać i blokować, a wręcz przeciwnie – zachęcać do jej celebrowania i zacieśniania. Inaczej ojciec nie będzie miał możliwości nie tylko nauczyć się poszczególnych opiekuńczych czynności, ale również okazywania czułości i miłości. Pamiętajmy, że więź buduje się w czasie, żadne jednorazowe akcje czy zabawy od święta jej nie stworzą. To proces, który wymaga ciągłego zaangażowania.
Grzechy mam wobec tatusiów
Błędów popełnianych przez mamy na niekorzyść relacji ojca z dzieckiem jest zresztą więcej. Mowa tu o tych wszystkich toksycznych zagrywkach, w której pouczamy lub krytykujemy tatę w obecności dziecka, jednocześnie negatywnie wpływając na jego autorytet. Zdarza się również, że – gdy ojciec pracuje, często nie ma go w domu, a maluch ma z nim ograniczony kontakt – same robimy z niego „tego złego glinę”, straszaka, który ma pomóc zapanować nad dzieckiem. „Wszystko powiem tacie, gdy przyjdzie i zobaczysz!” – straszenie tatą to zły pomysł, który stawia dodatkową barierę między dzieckiem a ojcem, ucząc malucha, że powinien taty się bać. To nie fair w stosunku do ojców, którzy po jakimś czasie w ogóle nie rozumieją, dlaczego ich syn czy córka, zachowują do nich dystans. Cały proces odbył się przecież za ich plecami.
Niby to oczywiste – dziecko ma tatę i mamę, dwójkę rodziców. I to dwójka rodziców je wychowuje. Czyżby? Ojciec często staje się tym „wielkim nieobecnym”, jednak wbrew pozorom to nie zawsze tylko jego wina. Najfajniejsze rodziny działają na zasadach drużyny. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Warto o tym pamiętać.
Bardzo celny post, ukazujący cechę „zaborczości” matki, która instynktownie uruchamia się, gdy odpowiadamy za życie wydanego na świat małego człowieka. Pełna zgoda z budowaniem roli ojca za jego plecami – ojciec nie wie, że staje się strażnikiem domu, którego należy się obawiać bo przyjdzie i skarci jak wróci do domu, stąd wizerunek takiego postrzegania taty utrwala się w psychice dziecka. Ale poruszony na początku argument – karmienia piersią to jedno z najbardziej budujących relację z dzieckiem wydarzeń dla matki, którego siłą rzeczy nie da się zastąpić